sygnały z ciała

Coś puka, coś strzyka – bajka o sygnałach z ciała

Wcale nie w małej chatce pod lasem, ani nawet za górami, lecz w szarym bloku na dużym osiedlu mieszkał Piotr. Codziennie rano, ale nie nazbyt wcześnie, bo mu się raczej nie chciało, podnosił się z ciężkim stęknięciem z łóżka. Czasem się przeciągnął, zwykle jednak poprzestawał na zwieszaniu ramion. Do porannych ćwiczeń czuł się zniechęcony od czasu, gdy zaczęło mu coś strzykać w kolanie.

Posuwistym krokiem zmierzał do kuchni, by zaparzyć kawę. Jak zwykle się pocieszał, że czarna siekiera z dwiema łyżeczkami cukru na pewno doda mu sił. Na samą myśl Piotr się poczuł odrobinę lepiej i nawet się uśmiechnął do chmur za oknem.

Gdy w kubku było już połowę napoju, poczuł znane mu od kilku tygodni pukanie w klatce piersiowej.

Przeszło mu przez myśl – kolejny już raz – że może zapyta kolegi, czy też miewa takie kołatania. Raz w chwili wielkiej odwagi zrobił mocne postanowienie, że pójdzie z tym do lekarza. Lecz właśnie wtedy zrobiło mu się tak dziwnie zimno, że o lekarzu zupełnie zapomniał. Odkręcił jedynie mocniej kaloryfer i pokręcił głową nad swoim ciężkim losem.

Ubrany w granatową koszulkę i czarne spodnie Piotr zatrzasnął drzwi mieszkania i powlókł się do pracy. W autobusie struchlał na nagłą myśl, że chyba nie zamknął drzwi na klucz. Poczuł dziwny zawrót głowy, aż rozdzwoniło mu się w uszach.

   – Puk, puk – rozległo się znów w klatce piersiowej, tym razem nieco głośniej.

Piotr udał, że pukania nie słyszy, bo miał ważniejsze rzeczy na głowie. Nie mógł się przecież spóźnić do pracy.

W biurze zawracali mu głowę.

Jak zwykle coś od niego chcieli.

Jak zawsze wołali o to, tamto i siamto. Szybko, na już, na zaraz i wczoraj. Mówili jeden przez drugiego:

   – Przynieś, daj, kopiuj, wklej.

   – Masz, daj, podaj, idź.

   – Masz…

   – Daj…

   – Po…

Piotr zemdlał.

   …

   – Puk, puk.

   …

   – Puk, puk!

   …

   – Puk, puk, puk!

Piotr poruszył się na podłodze i po chwili otworzył z trudem oczy. Pomyślał ze zdziwieniem, że właśnie chyba zemdlał, jak jakiś mięczak. Jednocześnie uświadomił sobie, że coś usilnie próbuje się do niego dopukać.

   – Coo… co się dzieje? – wyjąkał Piotr.

   – Pukam!

   – Ktoś ty? Czego chcesz?

   – Ktoś ty? Czego chcesz? – zadrwił głos. – Czego ja chcę? To raczej czego ty chcesz?

   – Ja? To nie ja pukam – zdziwił się Piotr, próbując wstać z podłogi i znaleźć właściciela głosu.

   – No ty nie pukasz, ale ja musiałem cię puknąć, bo marnie by z tobą było.

   – Kim jesteś i… gdzie?

   – Kim, kim? – przedrzeźniał znów głos. – No tobą przecież, to znaczy twoim ciałem, a ściślej mówiąc, sygnałem z twojego ciała, głosem, znakiem, zwał jak zwał.

   – Hę?

   – Rany, czy ty w ogóle słyszałeś moje pukanie?

   – No tak, ale…

   – A czułeś, jak wbijałem szpile w twoje kolano?

   – Fakt, strzykało, ale…

   – Mroczki w oczach to też moja sprawka. Tak samo jak dzwonienie w uszach. I jeszcze lodowate ręce, nagłe poty i kołowrotki w głowie. Nawet wysypkę ci zafundowałem, a ty nic.

   – Ale po co?

   – Po co, po co… Bo głuchy jesteś i ślepy. Po to.

   – Torturujesz mnie? Ty? Moje… własne ciało?

   – Tam od razu torturujesz. No ale ileż można pukać bez odzewu? Pukam już od dawna, usiłując ci coś powiedzieć, a ty jak beton.

Piotr podczas tej dziwnej rozmowy z niewidzialnym, trochę bezczelnym sygnałem, nie przestawał się za nim rozglądać. Zajrzał pod krzesło, za szafę, a w końcu pod swoją koszulkę. Zmarszczył nos i pomyślał mimowolnie, że superdezodorant wcale nie jest taki super, jak go reklamowali.

   – Tu jestem – podpowiedział uprzejmie głos.

   – Aha… czyli gdzie, proszę pana?

   – Co ty mi tu panujesz? Do swojego ciała po pańsku? Zwariowałeś? Przecież jesteśmy drużyną, najlepszymi kumplami, brachu! Tylko zapomniałeś, że gramy do jednej bramki. Słowem, zostawiłeś mnie na boczny tor, olałeś, opuściłeś, całkiem o mnie zapomniałeś, masz mnie już dość i…

   – Dosyć, dosyć, zrozumiałem. – Piotr przerwał tę wyliczankę, bo na dźwięk łzawo brzmiących słów poczuł, że i jemu wilgotnieją oczy. No tak, jedna drużyna.

Przez jakiś czas, to znaczy około minuty bodajże, głos-sygnał i Piotr wzdychali i pociągali nosami (o ile sygnał miał w ogóle jakiś nos).

   – Trochę kumam, ale nie do końca – odezwał się wreszcie Piotr. – Jesteś głosem mojego ciała i mówisz do mnie, ale tak w ogóle to znaczy, że jesteś mną, czyli to tak, jakbym mówił sam do siebie.

   – Brawo, brawo. Z logiką nie jest tak źle. Ano właśnie. Bo przecież po to pukałem. Ty za bardzo w rozum poszedłeś.

   – Bo pracuję – zaprotestował niepewnie Piotr, gdyż nie czuł się teraz zbyt rozumny.

   – Myślisz ciągle, analizujesz, zadręczasz się, martwisz, kombinujesz, łapiesz kolejne informacje jak sikorka słonecznik, jak wiadro wodę, jak…

   – Ykhm!

   – No tak, co ja to chciałem… No i jak tak ładujesz tylko ten mózgowy komputer, to waga się psuje.

   – Co się psuje?

   – Wybacz, mam słabość do metafor. – W tej chwili głos pewnie by się zarumienił, gdyby miał jakieś policzki. – Chodzi o to, że zabrakło ci równowagi i że mózg zaczął górować nad ciałem. Więc musiałem zacząć pukać, bo ciało ci pada, facet. Ciało! Zapomniałeś, że masz tkanki i nerwy, mięśnie, stawy, układ współczulny i ten drugi, i układ endo…

   – Matko jedyna!

   – Matki w to nie mieszaj! Rodziła cię, karmiła i wychowała. Daj jej spokój. Sam sobie dbaj o siebie, duży jesteś już od dawna, to weź się za siebie w końcu!

   – A tobie wolno tak na mnie wrzeszczeć?

   – Tak, bo pukałem. Wielokrotnie, a ty mnie…

   – Dobra, jasne. – Piotr podniósł ręce w geście poddania. – To co teraz? Mam się zająć ciałem?

   – No w końcu kapujesz. Tak! Bo inaczej wykitujesz za szybko. Tak zwykle kończą ci, co nie słuchają pukania.

   – Pomożesz mi?

   – Yy… nie bardzo. Jestem tylko głosem. Pukałem, dzwoniłem, wysyłałem poty, egzemę et cetera. W końcu dotarło, to teraz pamiętaj o równowadze. Wiesz: jak praca, to potem odpoczynek; jak jedzenie, to też ruch. Aha, jeszcze jedno: uważaj na używki, bo możesz nie usłyszeć, jak znowu będę pukać. Zrozumiano? – wrzasnął nieoczekiwanie głos jak sierżant na apelu.

   – Tak jest! – odwrzasnął odruchowo Piotr, bo w wojsku, owszem, był.

   – To na razie spadam. Pamiętaj: gramy do jednej bramki.

Piotr chciał coś odpowiedzieć, ale głos umilkł.

Ktoś zapukał do drzwi i od progu zawołał:

   – Masz, przynieś, wynieś, wyślij…

   – Nie!

   – Nie?

   – Nie. Wiesz co, źle się poczułem. Biorę urlop i wrócę na razie do domu.

Od tej pory Piotr zaczął się umawiać na spotkania ze swoim ciałem. Chodzili razem na spacery, zajadali pyszne zupy, zwiedzali okoliczne parki. Piotr regularnie kładł na wadze umysł i ciało, aby sprawdzić, czy się równoważą. Z czasem polubił się z ciałem tak bardzo, że w którymś momencie stali się na powrót jednym.

Coś puka, coś strzyka – bajka o sygnałach z ciała

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewiń do góry